środa, 18 czerwca 2014

Urlop z psem tym razem Niemcy- LÜBZ - DDR-y ...super sprawa:)

Witajcie,

dziś po raz  kolejny wracam z tematem urlopu z pieskiem. Na różnych forach ludzie pytają o miejsca w De gdzie można z psiakiem wyjechać. Zapewniam, ze w Niemczech takich miejsc jest bardzo dużo, co najmniej 80%  hoteli toleruje zwierzaki, bardzo często nasz pupil otrzyma własny kocyk, poduszeczkę, miski a nawet zabawki, ale takie przyjemności kosztują w 5 gwiazdkach nawet 60€ za dobę :) W hotelach o niższym standardzie, pensjonatach oraz prywatnych miejscach  od 5 do 30€ za dobę.

W moim dzisiejszym poście zamieszczę trochę  info i zdjęć z Lübz, małego miasteczka w Niemczech, w kraju związkowym Meklemburgia-Pomorze Przednie oraz okolic. 

Lübz jest faktycznie mały , ok 6000 mieszkańców, no jak dla mnie taka większa wioska :) Teoretycznie miasteczko dla ludzi starszych, nie ma tutaj dyskotek, po 23 to praktycznie nie ma gdzie pójść. Jest to rewelacyjne miejsce dla osób ceniących sobie święty spokój i kochających przyrodę.  

Nazwa miasta była wiele razy zmieniana w 1224 miasto nazywało się Lubicz, następnie Louzie, Lubitze, Lubisse, Lubcze , Lubec - mnie  kojarzy sie to  z serialowa rodzinka z lat 90-tych, ale być może coś w  tym jest bo było to miejsce lokalnych twórców słowiańskich . Ogólnie my mówimy, a raczej kiedyś  mówiliśmy  mój luby...i tez to słowo miało duże znaczenie. Dokładnie tak jest z tym miasteczkiem.

My wybraliśmy się na weekend, mój mężulek wyszukał w necie  oferty- kurzurlaub- krotki urlop-  i tak właśnie trafiliśmy do hotelu ZUR ELDENBURG . Niby taki zwykły  hotelik, ale było rewelacyjnie.
Pokój z ogromnym wyrkiem wodnym,  sauna, jacuzzi, masaż, kolacja,  hmmm żyć  nie umierać :) Było na prawdę super.  Ale jednego czego jestem pewna...nigdy nie kupie sobie łóżka  wodnego...super sprawa na upojne noce, ale nie na codzienny- conocny wypoczynek. Bynajmniej nie dla mnie. Ciągle coś się zapada, ułożyłam się i już niby dobrze, a tu  znowu coś nie pasuje, gdzieś ciągle coś ucieka...no i co najgorsze... noooo zimno, ta woda serio ziębi. Fajny bajer na upały, ale ja obudziłam się w nocy totalnie zmarznięta, włączyłam ogrzewanie wody i zrobiło się miło. W hotelu super, ale tak co noc grzać tyle wody...mało ekonomiczne :) Chyba jednak wole mój materac. Poniżej trochę zdjęć z hotelu oraz Lübz.

Fado najlepszy pies-bilardzista :)
Łóżko wodne 2,20x 2,20...trzeba było się szukać, ale daliśmy rade :)
Jacuzzi, sauna, fitness...wszystko do dyspozycji :)
Pamiętacie mleczko z takich butelek...to było mleko!
"Trampka "można spotkać częściej niż by się wydawało  :)
Rosyjskie napisy do dziś  widnieją na budynkach.


 Musze przyznać, że mimo iż mieszkam praktycznie na pograniczu z DDRami(15 km) to nie odczuwa się tego, dopiero teraz  gdy wyjechałam zobaczyłam różnicę.- ogromną różnice pomiędzy Ost i Westdeutschland.  Może nawet nie tyle  co bieda rzuca się w oczy , ale bardzo duże zaniedbania po wojnie widać i czuć. Widać to dosłownie, czuć ...hmmm raczej pozytywnie, bynajmniej dla mnie. Totalnie inni ludzie niż u nas. Taka bardziej  polska mentalność z lat 90-tych. Dzisiaj  to nie to- dzisiaj pogoń za pracą , karierą, kasą. A w Lübz totalny spokój, , wszyscy uśmiechnięci, pogodni i  życzliwi . Mnie osobiście bardzo się to podoba. W końcu po wielu latach poczułam się jak w domu u babci.
Jeśli komuś brakuje takiego klimatu polecam serdecznie :)

Kolejna pozytywną stroną jest jedzonko....oj chyba ze 100kg przytyłam, ale żarcie 1 klasa :)


                                                    http://www.alter-amtsturm.de/luebz/
...Najgorzej jak sie komuś coś wydaje...heheh :)
Takie pyszności jedliśmy w Alter Amtstrum - restauracja na przeciwko hotelu. Wydawało nam się pysznie,  ale następnego dnia udaliśmy się w inne miejsce i dopiero poczuliśmy co oznacza najeść się w Lübz:)

Poniżej zdjęcia z Eldeterrassen 
 http://www.hotelchristine.de/eldeterrassen.html

Oj tutaj wymiękliśmy oboje, jedzonko jak u babci, a porcje tak ogromne, ze najedzą się 2 osoby, albo 4 na diecie ;)





 Oboje nie przypuszczaliśmy, że  porcje będą tak duże, wcześniej zamówiliśmy sobie krem ze szparagów...niebo w gębie :) Gdy dostaliśmy 2 danie oboje parsknęliśmy śmiechem...kelnerka wyczula chyba sytuacje- zaproponowała, ze zapakuje nam resztę na wynos :)  W sumie nie chcieliśmy, ale zostało nam tyle miecha, ze dla pieska warto było.  Malo tego, Fado został potraktowany jak normalny gość, dostał michę z woda oraz cały talerz mięsiwa, a do tego goście, którzy nie zjedli swoich porcji chcieli mu oddawać...hmmm następnym razem będę psem...tyle żarcia za darmochę ;P

Z ręką na sercu polecam to miasteczko, ten hotel oraz ten lokal, nie dość, ze widoki cudowne, jedzenie przepyszne to jeszcze nasz pupilek najadł się za wszystkie czasy :) i jeszcze zapakowane  miał na wynos :) 

Uwierzcie mi za 500zl nie dostaniecie takiego weekendu w Polsce :)




W kolejnym wpisie opisze kolejne dni z naszego weekendu ...zapraszam do czytania :)





























Brak komentarzy:

Prześlij komentarz