środa, 12 sierpnia 2015

Titus...Nie m go juz ze mna :( Kochani uwazajcie na kleszcze!!!

Kochani uważajcie na zwierzaki...i na kleszcze, nie bagatelizujcie żadnego kleszcza.






Teri- Titus przez 7 lat nigdy nie miał żadnego kleszcza, w czerwcu 2015 znalazłam 1 i jedynego w całym jego życiu. Wyciągnęłam,  miejsce zdezynfekowałam, myślałam, ze wszystko będzie ok.
A co miałam  myśleć ...masa  ludzi opowiada mi ile to ich koty i psy maja kleszczy. Byłam pewna, ze pełen pakiet szczepień, krople i obroże zapewnia moim  zwierzaczka  bezpieczeństwo. Tak sie niestety nie stalo w przypadku mojego kotka.

Teri nigdy nie byl kotem biegajacym wolno, wychodzil tylko na ogrod i tylko pod opieka. Kleszcza do domu mogl przyniesc pies lub inne koty, ktore biegaly po ogrodzie, to 2 opcje gdzie moglo dosjc do takiej sytuacji.

Ogólnie to w ogóle zapomniałam, ze Titek miał kleszcza i nigdy bym nie pomyślała, ze coś może być nie tak.  Ale 6 lipca w poniedziałek wieczorem zaczął wymiotować. 1 myśl...klaczyska dają znać (norma) Jednak następnego dnia przestał jeść i był strasznie osowiały...to nie w jego stylu. Udałam się to weterynarza. Zrobił RTG , które ewidentnie pokazało, ze z żołądkiem, jelitami itd wszystko jest ok, żadnych ciał obcych itd.  Titus dostał pakiet zastrzyków i miało być lepiej.  Nie było... nie dość , ze nie jadł to przestał pic.

Strzykwka staralam sie go napoic, zeby sie nie odwodnil, ale i tak polowe z tego wypluwal. Robilam papki z wolowiny, kurczaka i jeo ulubionych przekasek...nic to nie dalo. Podchodzil i chcial jesc, ale nie mogl... lekarz twierdzil, ze po lekach to normalne. Tak biedulek przetrzymal cala srode .

W czwartek rano spodziewalam sie gosci...mojego ojca,  siostry,  szwagra i juz tel. poinformowalam ich gdzie sa klucze bo jade z Titkiem do weterynarza bo jest zle. Weterynarz dopiero wtedy pobrał krw i stwierdzil, ze trzeba zrobic badania... Titek dostal kolejna porcje zastrzykow.
Wrocilam do domu , odebralam gosci , Titek resztkami sil przywital ich. Slanial sie z nogi na noge , dzwonilam do weterynarza...twierdzil ze to normlne po tych lekach.

Gówno  prawda... on umieral i cholernie sie meczyl,  a ja na to przez godzinę patrzyłam, myśląc, ze  miauczy bo chce wyjsc na dwór. Nosiłam  go na rekach , przytulałam , probowalam  poić . Gdy tylko położyłam go na posłanko  i zobaczylam, ze nie może  podnieść głowy i przeraźliwie  miauczy zrozumiałam , ze to nie efekt leków . Wiedzialam, ze umiera natychmiast pojechalam do innej  kliniki, przyjeli nas natychmiast. Stwierdzili, ze moga go ratowac, ale nie daja mu szans na przezycie nocy.
Moze to egoistyczne z mojej strony, ale nie chcialam, zeby sie wiecej meczyl sama poprosilam o uspienie. Wiecie co jest najgorsze, ze on tego chyba nie chcial..dostal pelna narkoze, po korej mial zasnac...nie zasnal, ale chyba przestalo go bolec bo zrobil sie bardzo spokojny.
Nastepny zastrzyk... nie zamknal oczu i klepal mnie lapka . Pani weterynarz mowila, ze te odruchy sa normalne, ale otwarte oczy to nie codzienne. Potem dostal 3 zastrzyk i juz przestal sie ruszac.

Straciłam kota, przyjaciela, członka rodziny , wylałam hektolitry łez... również dziś pisząc.

Wyniki badan krwi były tragiczne i wskazywały na boreliozę, szczegółów nie robiłam gdyż Titek już nie żył. 

Kochani widząc jakiekolwiek niepokojące objawy  u Waszych pupili róbcie badania krwi... w przypadku Titka gdyby krew pobrana była od razu może miałby szanse?!

Wiecie co....nienawidzę ludzi, którzy oddają, porzucają i zabijają zwierzęta i szczerze życzę takiego losu jaki zgotował bezbronnemu zwierzęciu!!! 

A tak na marginesie... mówi się, ze koty takie obojętne, żyjące swoim życiem....Titek czekał ...czekał na  mojego ojca, ewidentnie chciał się pożegnać. Bylo z nim bardzo ciężko, ale tragicznie dopiero gdy ojciec i siostra byli na miejscu':(  Czekal....